Tekst pochodzi z magazynu „Mój pies” – autorką jest Pani Daria
Pewnego lutowego, zimnego dnia jadąc z tatą zauważyliśmy przy drodze rannego psa. Przed nami jedzie kilkanaście samochodów, jednak nikt nie zwraca uwagi na psa w marznącej kałuży. Zatrzymujemy się, bierzemy malucha i zawozimy do lekarza.
Połamana miednica – brzmi diagnoza, pies dostaje imię Szczęściarz, bo przecież trzeba go jakoś wpisać
w komputerze i jedzie do nas na rekonwalescencję. Jest już piątym psem przygarniętym „z ulicy”.
Z obecnych domowników pierwsza była Zuzia – podobnie zgarnięta z drogi, z połamanymi dwiema łapami, anemiczna, opuszczona, w deszczu… Tola – uratowana z worka przeznaczonego do wrzucenia
do rzeki. Negra – wychudzona, że żebra można liczyć, zmęczona po długim biegu przysiada w zimę pod naszym domem, chora. Agli – na ruchliwej szosie biegnie sam, pod prąd, usiłuje przedostać się na drugą stronę, nikt na niego nawet nie trąbi, wszyscy gdzieś się spieszą. No i oto pojawia się Szczęściarz,
nie tylko ze złamaną miednicą, ale poranioną psychiką.
Mijają 3 miesiące, Szczęściarz to już Leon, bo jak Leon Zawodowiec – zawodowo wygrzebuje się z ran, pomimo, że boli a nogi nadal odmawiają posłuszeństwa. Kolejna diagnoza, dokładne badania i Leon nigdy już nie będzie chodził. Kręgosłup złamany, rdzeń przerwany. Ale Leon nie wie o niczym, chodzi jak foczka, wlecze za ciałkiem niesprawne łapki a humor mu dopisuje. Zaczynam szukać pomocy, bo finansowo ciężko, bo czas nie pozwala na stałą opiekę nad wymagającym domownikiem.
Tym bardziej, jako samotnej matce pięcioletniej dziewczynki.
Pomoc, spośród wielu oferują tylko jedni: Stowarzyszenie Humanitarno – Ekologiczne „Dla Braci Mniejszych”. Leon dostaje wózek inwalidzki i nowe imię – Luzik, bo luźne tylne łapki i jego luźne podejście do sprawy nie mogą pozostać niezauważone. Stowarzyszenie finansuje rehabilitację psa, oraz jego podstawowe potrzeby. Luzik leczy rany psychiczne, jest całkiem innym psem, który bez narzekania znosi codzienne zabiegi, staje się przykładem, ale nie dla psów, lecz dla ludzi, że można, że da się, że pomimo kalectwa przecież wszystko jest możliwe.
Może po to jest właśnie taki, aby dać nadzieję ? Może da ją dzieciom z porażeniem, może nawet i dorosłym, których życie zmienił na zawsze jeden skok do wody, tak jak i jego życie zmieniło się poprzez jedną próbę przejścia na drugą stronę jezdni?
Autor: Daria Mielnik (nr. telefonu do Darii dostępny w redakcji)©2012 / Publikacja: +MójPies